Artykuły
Autor: Jolanta Oskwarek
|
13 Paz 2009, 16:25 |
Nauczycielem Roku został wybrany Radosław
Moskal. Laureat uczy m.in. podstaw elektrotechniki i elektroniki w
Zespole Szkół nr 3 w Ostrowcu Świętokrzyskim.
Po odebraniu statuetki Radosław Moskal mówił, że nie spodziewał się
zwycięstwa w tym konkursie. Już znalezienie się w 13-osobowej grupie
nominowanych było dla niego zaskoczeniem. Laureat szczególnie cieszy
się z faktu, że jego kandydaturę zgłosili obecni i byli uczniowie.
Więcej...
Dodaj Twój komentarz:
Czy chcesz otrzymywać od nas maile z darmowymi materiałami?
Podaj swój e-mail, żeby dostawać materiały dla nauczycieli z Oskwarek.pl
Odbierz maila potwierdzającego i kliknij na link potwierdzający.
br>
|
|
Autor: Jolanta Oskwarek
|
09 Wrz 2009, 09:36 |
Wczoraj przekonałam się na własnej skórze, jak ważna jest komunikacja z rodzicami. Tym razem nie jako nauczyciel, ale jako rodzic.
Od tego roku występuję w systemie edukacji w podwójnej roli - jako nauczycielka i jako matka pierwszoklasisty.
1 września wychowawczyni mojego syna zapowiedziała, że będzie się komunikować z rodzicami przez dzienniczki uczniów. Będzie tam wklejać ważne informacje dla rodziców.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy przedwczoraj o godzinie 22:00 otrzymałam telefon od znajomej mamy ucznia z tej samej klasy z pytaniem, czy to prawda, że na drugi dzień dzieci mają przyjść do szkoły w eleganckich ubraniach - do zdjęcia.
Zaczęłam pytać mojego roztargnionego pierwszoklasistę i okazało się, że to prawda. Sprawdziliśmy jeszcze kilku rodziców - informacja się potwierdziła.
"Coś ta komunikacja szwankuje" - pomyślałam.
Na drugi dzień (wczoraj) ubrałam mojego syna w garniturek i wysłałam do szkoły z mężem. Ale nie dawało mi to spokoju. Na wszelki wypadek dałam im jeszcze zwykłe ubrania do przebrania.
Jednak w szkole okazało się, że to nasze dzieci są roztargnione. Wychowawczyni potwierdziła, że owszem, mają przyjść elegancko do szkoły, ale dopiero 2 dni później. "Proszę się nie obawiać. Nie będzie żadnych spontanicznych akcji. Wszystko wpisujemy do dzienniczka".
I bardzo dobrze. Podoba mi się takie podejście. A dzieci, jak to dzieci - usłyszą i zapamiętają to, co chcą.
A Ty? W jaki sposób komunikujesz się z rodzicami?
Może przez Internet? Przedyskutuj!
Dodaj Twój komentarz:
Czy chcesz otrzymywać od nas maile z darmowymi materiałami?
Podaj swój e-mail, żeby dostawać materiały dla nauczycieli z Oskwarek.pl
Odbierz maila potwierdzającego i kliknij na link potwierdzający.
br>
|
|
Autor: Jolanta Oskwarek
|
19 Wrz 2008, 06:45 |
14 czerwca 1999 roku, w homilii wygłoszonej podczas Mszy Świętej w Łowiczu, papież Jan Paweł II zwrócił się do nauczycieli w następujący sposób:
Zwracam się również do was, drodzy nauczyciele i wychowawcy. Podjęliście się wielkiego zadania przekazywania wiedzy i wychowania powierzonych wam dzieci i młodzieży. Stoicie przed trudnym i poważnym wezwaniem. Młodzi was potrzebują. Oni poszukują wzorców, które byłyby dla nich punktem odniesienia. Oczekują odpowiedzi na wiele zasadniczych pytań, jakie nurtują ich umysły i serca, a nade wszystko domagają się od was przykładu życia. Trzeba, abyście byli dla nich przyjaciółmi, wiernymi towarzyszami i sprzymierzeńcami w młodzieńczej walce. Pomagajcie im budować fundamenty pod ich przyszłe życie.
Słowa te dają do myślenia, niezależnie od światopoglądu i przekonań religijnych. Szczególnie mocno brzmią one teraz, w XXI wieku, kiedy świat zachodu, do którego należymy, tak mocno promuje kapitalizm i konsumpcjonizm.
Wielcy nauczyciele zawsze byli społecznikami. Co oznacza to określenie? Według „Uniwersalnego słownika języka polskiego” PWN: społecznik, to osoba, która bezinteresownie działa dla dobra jakiejś społeczności. W moim rozumieniu oznacza to, że nauczyciele zawsze dawali od siebie znacznie więcej, niż zobowiązywała ich do tego pełniona funkcja czy wynagrodzenie. Zawsze, to znaczy od starożytności po dzień dzisiejszy.
Prawdziwymi społecznikami byli jednak tylko naprawdę wielcy nauczyciele. Nauczyciele z powołania . Tacy, których wspomina się po latach jako swoich przewodników, mistrzów.
Czy tacy są dziś potrzebni? Czy dla osób pracujących dziś w szkołach i prowadzących lekcje bycie społecznikiem jest wyzwaniem?
Uczniowie w każdym wieku potrzebują przewodników. Potrzebują mistrzów, którzy pokażą im piękno nauki, piękno poznawania. Otworzą przed nimi nowe światy. Pomogą zbudować fundamenty moralne. Nauczą myśleć. Nauczą uczyć innych.
Jednak proza życia powoduje, że do szkół niejednokrotnie trafiają osoby, które wcale nie mają na to ochoty. Ostatnio usłyszałam od kogoś, że jak komuś nic się w życiu nie udało, to został nauczycielem. Taka osoba, nie mając wiedzy ani zapału do nauczania z całą pewnością będzie traktować działalność społeczną jako utopię. Jako coś, na co pozwalają sobie tylko osoby najbardziej naiwne. Jako marnowanie czasu. Przecież dużo prościej przyjść do pracy, odrobić tych kilka lekcji po 45 minut i zniknąć. Przecież własne dziecko czeka w domu, przecież po lekcjach trzeba „dorobić” do nauczycielskiej pensji.
Ale tak być nie może! Nie chcę tu powiedzieć, że nauczyciele powinni zapomnieć o swoich potrzebach. Nie! Zupełnie nie o to chodzi. Nie chodzi również o to, żeby poświęcali swój prywatny czas. Wystarczy, jeżeli dobrze wykorzystają czas spędzony z uczniami w ramach lekcji. A mogą go wykorzystać przeróżnie. To do nich należy wybór. A właściwie nie do „nich”, tylko do „nas” – przecież ja również jestem nauczycielką.
Cały czas narzekamy na różne rzeczy. Narzekamy, że rząd zły, że małe pensje, że uczniowie są coraz gorsi. Narzekać jest łatwo. Sama to czasem robię. Ale jeżeli spojrzeć na ten problem nie z dzisiejszej perspektywy, tylko z przyszłości? Kto ma największy wpływ na to, jak będzie wyglądało społeczeństwo, jak będzie wyglądało życie za 20 lat? Tak – o tym decydują wszyscy ludzie. Ale kto ich kształtuje? Kto ich motywuje w najmłodszych latach? Czyż nie my, nauczyciele? Do kogo możemy mieć pretensje, jeżeli za 20 lat będziemy mieć kiepski rząd i niskie pensje? Jeżeli będziemy patrzeć na swój zawód tylko przez pryzmat własnej kieszeni i dzisiejszych problemów – to nigdy nie zmienimy tego, co nam teraz przeszkadza.
To jeden aspekt. Można powiedzieć, że dość egoistyczny, bo dbający o naszą własną przyszłość. Dlatego w naszym, dobrze pojętym interesie jest być społecznikiem.
Jest jeszcze inny. Dobro ucznia. Przecież to nie uczniowie są w szkole dla nas, tylko my dla uczniów. Denerwują nas czasem, złoszczą, ale czym byłaby szkoła bez uczniów? Komu potrzebny byłby nauczyciel? Naszą rolą jest tak prowadzić zajęcia, żeby uczniów zainteresować, żeby być dla nich światłem i drogowskazem.
Zastanawiam się czasem, jak to było, że jeszcze zupełnie niedawno, kiedy ja chodziłam do szkoły, nauczyciel miał szacunek u uczniów. Nawet nie musiał być kimś wspaniałym. Wystarczy, że był surowy i wymagający.
Obecnie, kiedy jestem nauczycielką, widzę, jak świat zmienił się w tym względzie. Być może wynika to z większej świadomości rodziców, którzy są coraz lepiej wykształceni i widzą, że zdobyta wiedza nie zawsze im się przydaje w codziennym życiu? A być może są tak zajęci pracą i zarabianiem pieniędzy, że nie mają czasu zwrócić uwagi na wychowanie i wykształcenie swoich dzieci? W każdym razie teraz uczniowi nie wystarcza, że nauczyciel przekaże mu wiedzę. Jeżeli uczeń na pierwszy rzut oka nie widzi, że mu się to do czegoś przyda, to po prostu się tego nie uczy. Potrzebny mu jest nauczyciel, który czuje jego potrzeby, który chce go uczyć, który powie mu, jak tę wiedzę będzie mógł wykorzystać w życiu. Tego wszystkiego nie dostanie od osoby, która zatrudniła się w szkole z braku innych zajęć. Taką wiedzę może dostać tylko od prawdziwego nauczyciela. Od wielkiego nauczyciela. Od nauczyciela-społecznika.
Uczeń potrzebuje w szkole kogoś, kto go rozumie, kto zna jego sytuację materialną i rodzinną. Kogoś, kto wie, jak mu pomóc, jak otworzyć przed nim drzwi, które wydają się być zamknięte, a czasem nawet w ogóle nieosiągalne. Potrzebuje nauczyciela, który w razie potrzeby porozmawia z rodzicami w taki sposób, żeby uczniowi pomóc, a nie zaszkodzić. Jeśli potrzeba, to podejmie inicjatywę w sprawie ucznia. Jeśli trzeba, to skieruje go do poradni psychologiczno-pedagogicznej. Uczeń potrzebuje nauczyciela, któremu się po prostu chce, który jest pełen zapału. I który zawsze darzy go szacunkiem.
Uczniowi potrzebny jest nauczyciel-społecznik.
A zatem: Nauczyciel-społecznik – utopia, balast złej tradycji, czy realne wyzwanie?
Odpowiedź na to pytanie jest zależna od tego, kto jej udziela.
Dla osoby, która odpracuje w szkole tyle, za ile jej płacą, to utopia i balast złej tradycji. Specjalnie nie nazywam takiej osoby nauczycielem, bo ona nim nie jest. Pracuje tylko w oświacie.
Dla ucznia, dla prawdziwego nauczyciela i jego samorealizacji oraz dla szeroko pojętej przyszłości nas wszystkich nauczyciel nie ma wyboru – on musi być społecznikiem.
Tak – musi, ale jak pogodzić prozę codziennego życia z górnolotnymi ideami?
Proponuję zacząć od rzeczy najprostszych. Każda lekcja ma 45 minut. 45 minut, które każdy nauczyciel może wykorzystać w taki sposób, w jaki jemu odpowiada. Może przeczytać całą lekcję monotonnym głosem z książki lub z notatek i czekać na dzwonek równie niecierpliwie jak uczniowie. Dla kontrastu - może być ideałem i przygotować super materiały na każdą lekcję. Ale jest jeszcze cała gama szarości pomiędzy powyższą czernią i bielą. Może wystarczy przemyśleć lekcję pod kątem oczekiwania uczniów? Odpowiednio dobrane słowa, trafione argumenty i przykłady wzięte z życia, które otworzą uczniom umysły i pozwolą docenić cud poznania i wielkość uczenia się. Nauczą się być wielkimi. Bo wielcy ludzie zawsze mieli wielkich (chociaż czasem skromnych) nauczycieli. Podobnie, jak wielki jest zawód nauczyciela. Nauczyciela społecznika.
Dodaj Twój komentarz:
Czy chcesz otrzymywać od nas maile z darmowymi materiałami?
Podaj swój e-mail, żeby dostawać materiały dla nauczycieli z Oskwarek.pl
Odbierz maila potwierdzającego i kliknij na link potwierdzający.
br>
|
Ostatnia modyfikacja ( 19 Wrz 2009, 06:51 )
|
|
Autor: Sylwester Oskwarek
|
20 Maj 2008, 12:08 |
Czy zastanawiasz się czasem, po co ta cała walka o oceny w szkole? Spójrz dookoła siebie, na swoich znajomych. Jeśli znasz ich ze szkoły, to przypomnij sobie, czy byli dobrymi uczniami, czy raczej szkoła była dla nich problemem? A teraz, po latach? Co robią? Jak sobie radzą w życiu?
Niestety nasz system edukacyjny zbudowany jest w ten sposób, że uczniowie muszą walczyć o oceny, żeby coś znaczyć. Ale to bardzo często w żaden sposób nie przekłada się na życie. Bo w życiu liczy się zupełnie coś innego niż ocena.
Mam kilku znajomych, którzy w szkole nie byli orłami. W życiu natomiast radzą sobie świetnie. Czasem mogę nawet powiedzieć, że im zazdroszczę.
Jak zatem uczyć, żeby Ci, którzy się mocno przykładają w szkole mieli równie fantastyczne wyniki w życiu dorosłym? Na co im zwracać uwagę?
Kontrowersyjne, chociaż nie pozbawione słuszności spojrzenie, prezentuje jeden z tych milionerów, którzy ledwo przeszli przez szkołę. To Robert Kiyosaki. W książce "Mądre bogate dziecko " oprócz wielu ciekawych przemyśleń przytacza coś, co wg mnie ma fundamentalne znaczenie, tzn. to, jak uczeń sam siebie postrzega. Ten aspekt ma kolosalny wpływ na późniejsze sukcesy. Opisuje m.in. historię, w której podzielono uczniów na 2 grupy. Jednej powiedziano, że jest bardzo dobra, drugiej powiedziano, że jest bardzo słaba. Na końcu eksperymentu miały być analizowane wyniki w nauce obydwóch grup. Niestety organizator eksperymentu pomylił grupy i powiedział uczniom słabym, że są grupą bardzo dobrą, a dobrym, że są grupą bardzo słabą. Wyniki eksperymentu zaskoczyły wszystkich. Naprawdę słabi uczniowie wzięli sobie do serca to, że są uważani za geniuszy i sami zaczęli w ten sposób postrzegać samych siebie. Niestety - uczniowie dobrzy też wzięli sobie do serca opinię, że są bardzo słabi. Ich wyniki były znacznie gorsze. To daje do myślenia - prawda?
Dodaj Twój komentarz:
Czy chcesz otrzymywać od nas maile z darmowymi materiałami?
Podaj swój e-mail, żeby dostawać materiały dla nauczycieli z Oskwarek.pl
Odbierz maila potwierdzającego i kliknij na link potwierdzający.
br>
|
Ostatnia modyfikacja ( 17 Kwi 2009, 21:50 )
|
|
Autor: Jolanta Oskwarek
|
20 Sty 2008, 21:07 |
Kiedy przyglądam się pracy moich znajomych nauczycieli, to odnoszę wrażenie, że za bardzo się swoją rolą przejmują. Przygotowują tysiące pomocy lekcyjnych, opracowują fantastyczne sprawdziany, robią gazetki ścienne. Po prostu angażują się całym sercem.
Patrząc na ich zaangażowanie zadałam sobie pytanie: jaki jest cel pracy nauczyciela? Do tej pory myślałam, że tym cele jest nauczyć dzieci, pozwolić im spróbować zrobić coś samemu. Ale jeżeli nauczyciele wszystko zrobią sami, to co pozostanie do zrobienia dzieciom? Patrzeć i słuchać? Ja tak nie potrafiłabym się uczyć.
Ja najlepiej uczę się próbując coś zrobić samemu. Robiąc na początku źle, nieudolnie, ale powoli dochodząc do wprawy. Myślę, że większość ludzi uczy się właśnie w ten sposób.
Z czego zatem wynika to wielkie zaangażowanie nauczycieli i przez to (być może nieświadomie) chęć zabrania dzieciom możliwości spróbowania? Wydaje mi się, że zachęca do tego współczesny system edukacji, gdzie wyniku nauczania oczekuje się natychmiast, gdzie promuje się najbardziej aktywnych nauczycieli. Dla kogo jest ten system edukacji? Dla dzieci? Chyba nie.
Co się stanie jeżeli uczeń spróbuje coś zrobić i mu nie wyjdzie? Np. zostanie poproszony o przygotowanie jakichś pomocy lekcyjnych i zrobi je źle, niedokładnie, krzywo itp. W nagrodę za trud włożony w tę pracę dostanie słabą ocenę i opinię kiepskiego. I na pewno już nie dostanie kolejnej szansy, bo nauczyciel będzie się bał, że uczeń znowu zawali.
Myślę, że warto się nad tym zastanowić robiąc kolejną perfekcyjną pomoc lekcyjną. Tylko, że to wymaga ze strony nauczyciela - mistrza - prawdziwej cierpliwości i wyrozumiałości. Czy to możliwe w dzisiejszych czasach?
Dodaj Twój komentarz:
Czy chcesz otrzymywać od nas maile z darmowymi materiałami?
Podaj swój e-mail, żeby dostawać materiały dla nauczycieli z Oskwarek.pl
Odbierz maila potwierdzającego i kliknij na link potwierdzający.
br>
|
Ostatnia modyfikacja ( 17 Kwi 2009, 21:52 )
|
|
| |
|